czwartek, 3 stycznia 2013

pierniczone pierniki

..... w zasadzie ten post powinien składać się z samych kropek  .... długo zastanawiałam się czy wrzucać ten przepis ....i.... gdyby nie smak... te pierniczone pierniczki nigdy by się tu nie pojawiły ... ze względu na pochłonięty czas i przede wszystkim na kształty a właściwie na ich brak ;(
....hmmmm .... wielkie postanowienie świąteczne mojej Córki: "Mamo, upieczemy pierniczki na święta" :D a ponieważ Wigilię spędzamy w większym rodzinnym gronie, od razu pomyślałam, że jeśli zapakujemy każdy oddzielnie w celofan, przewiążemy kokardką to będzie miły świąteczny akcent... a niech tam, pomyślałam i zaczęłam szukać przepisu na najwspanialsze świąteczne pierniczki, podniecona tym, że bardziej zdolne znajome bliższe i dalsze już zaczęły chwalić się swoimi korzennymi wypiekami .... musicie jeszcze wiedzieć, że jeśli chodzi o ciasta...to ja odpadam .... robię to niechętnie... może dlatego, że nie mam serca do pieczenia a może dlatego, że moja przyjaciółka robi tak doskonałe wypieki, że nie chciałabym wypaść przy niej blado, a może po prostu nie chce mi się bawić w miksery, obawy przed wyrośnięciem itd... ale !!!... robię ciasta, desery bez pieczenia i myślę, że kilka pojawi się tutaj ;)... powróćmy do pierniczonych... aaaa i wiedzcie, że zabawa piernikowa trwała niestety kilka dni...mówię, że się nie nadaję :( .... przewertowałam setki przepisów i znalazłam taki, który wg mnie wydawał się prosty.... oto i on:




  • 0,5 kg mąki puszystej
  • 1,5 szklanki miodu
  • 3/4 kostki prawdziwego masła 
  • 1 jajko
  • 1 przyprawa korzenna do pierników
  • 1 szklanka cukru pudru
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • ciutka soli znaczy szczypta
  • pisaki, posypki lukier do ozdoby

...na stole zrobiło się kolorowo i od razu nabrałam ochoty na pieczenie ;) ... aż do.... ale o tym potem... do rondelka wrzucamy cukier, miód, masło i przyprawę korzenną, stawiamy na małym ogniu, rozpuszczamy, podgrzewamy, nie gotujemy!!!, odstawiamy do ostygnięcia...



...mąkę łączymy z solą i sodą, przesiałam tą pierwszą, bo pamiętam słowa Mamusi, że mąka musi dostać powietrza, a przecież chciałam, żeby mój wypiek był perfekcyjny ... dodajemy roztrzepane widelcem jajo i ostudzoną masę miodową.... wyrabiamy wszystko paluchami, klei się niemiłosiernie, możecie dosypać mąki, robota jest żmudna, zdejmijcie pierścienie ;) i wyrabiajcie wyrabiajcie wyrabiajcie.... na koniec do misy i do lodówy....na całą noc...


...jejku jak to piszę, to wydaje mi się proste, szybkie i bezbolesne, a kosztowało mnie tyle poświęcenia ;) kolejny wieczór minął mi na rozwałkowywaniu....


...i wykrawaniu zwierząt i czegoś tam jeszcze z pożyczonych foremek .....



...swoją drogą ... zaskoczył mnie wzór "rybka" w zestawie świątecznym foremek ;) ... moją ukochaną formę przedstawiam Wam poniżej...dodam - ukochaną do momentu wyjęcia z piekarnika....



... "no i teraz czuję święta" - pomyślałam patrząc na "rogasia" i uśmiechnęłam się na jego widok ;)  pakując go na 15 minut do pieca o temperaturze 180st. i to był ostatni uśmiech ..... jakież było moje zdziwienie, kiedy tylko jeden spośród 15 był podobny do tego sprzed pieczenia....



.... po pierwszej partii histerycznie próbowałam ratować moje "potwory".... wbiję trochę kolorowych frędzelków w surowe ciasto, żeby odwrócić uwagę od kształtu....na nic... potwory "wyłaziły" z pieca jak dziewczynka z telewizora ze słynnego horroru "Ring".... miałam ochotę wyrzucić tacę z nimi przez zamknięte okno ;)



...jeże, wiewiórki, dzwonki...tylko ja domyślałam się co jest czym ... odstawiłam tę masakrę na noc.... prześpię się - myślę, jest 3:30 w nocy, jestem zmęczona, widzę podwójnie...jutro będzie lepszy dzień i na pewno inaczej na nie spojrzę ;) .....tiaaaa....jasne.... poranek...zaczynam od włączenia ekspresu i...rzutu okiem ( jednym, bo drugie otwieram po pierwszym łyku kawy) na pierniczone.... kurna ... nic się  nie zmieniło.... potwory patrzyły na mnie z tacy... już otworzyłam kosz, wzięłam do ręki ... i.... odurzył mnie ich zapach... od razu stanęła mi przed oczami choinka a w uszach brzdąknęło mi "Przybieżeli..." ;) .... dobra - myślę - dam Wam szansę - udekoruję ;) budzę w pośpiechu moją zaspaną nastolatkę... "daj pospać Mamo, ferie mam"... biorę się zatem sama do roboty, rozrabiam najszybszy lukier świata i jedyny który toleruję : cukier puder utarty z sokiem z cytryny, szykuję koraliki, polewy, gwiazdeczki i wyżej użyte frędzelki... wstaje Werka i pomaga z wielkim zaangażowaniem, pocieszając mnie pochlipującą .... 



.... postanowiłam, że renifery ze względu na wielkość i na świąteczny akcent będą wręczone podczas wigilijnej kolacji...no i tu już wyłam nie na żarty...dziwolągi, jeden ze złamanym kulochem, jeden z wykrzywionym rogiem a jeszcze inny z mordką podobną zupełnie do niczego.... a chciałam, żeby były ładne, wesołe, każdy z imieniem osoby obdarowywanej... no to popatrzcie.....



... nie powinnam Was zniechęcać tym zdjęciem, bo smak pierniczków jest naprawdę wyśmienity, zawiodła osoba piekąco - wykrawająca ;) a ponieważ nie jestem osobą która piecze regularnie ...w zasadzie w ogóle nie piecze...nie potrafię odpowiedzieć dlaczego tak wyszło :( mam nadzieję, że Wam się uda...czego życzę z całego serca :)... i kiedy już myślałam, że mam to za sobą...okazało się, że kupno celofanu stało się nie lada wyzwaniem....dodam - dzień przed Wigilią... odwiedzone hurtownie papiernicze, hipermarkety i osiedlowe sklepiki papiernicze - każde z tych odwiedzonych miejsc bylo pudłem.... ostatnią deską ratunku okazał się "telefon do przyjaciela:" - "A" ( będzie wiedziała, czytając, że o Nią chodzi) - dziękuję Kochana :* uratowałaś mój honor... paczka pierniczonych czeka wciąż na Ciebie :) pakowanie odbywało się już w pośpiechu, bo przede mną była noc filetowania karpia do galarety....
...popatrzcie na efekt końcowy...przez mieniący się celofan i kolorową rafię, nie widać na pierwszy rzut oka nieudanych kształtów ;)



... i na koniec Werki perełka, której nie oddała nikomu i nie zjadła, do tej pory stoi na honorowym miejscu ;)



.... czy nie wydaje Wam się dziwne to, że znienawidzone przeze mnie pierniczone pierniczki, zajęły jak do tej pory najwięcej miejsca na tym blogu a ilość zdjęć przekroczyła normę??? ;)... czyż nie jest to sprawa dla psychologa? ;)
pozdrawiam wszystkich "piekących" i tych co z pieczeniem mają pod górę ...tak jak ja ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz