niedziela, 23 grudnia 2012

suszony owoc na wigilię - bynajmniej nie do kompotu

święta pukają głośnym : PUK PUK !!!! jak zwykle co roku i jak zwykle za późno robię suszone grapefruity czyli po prostu nasza "rodzima" nazwa: grejfruty...do powieszenia na choinkę, do udekorowania stołu bądź do turlania po pokoju, celem urozmaicenia czasu pomiędzy filetowaniem karpia a przebieraniem maku ;)....
krótko i na temat, lecisz po grejfruty i kroisz w plastry niezbyt cienkie....


układasz pokrojone na tacy i teoretycznie powinny sobie delikatnie poddawać się procesowi suszenia, niestety w moim przypadku jest zwykle wersja "speed",  w związku z czym, ładuję tacę na kaloryfer i przez 3 dni przekładam z lewej na prawą ;) pachnie w całym domu..... :)


ciut tracą swój krwisto czerwony kolor, ale nie szkodzi, jest ładnie, świątecznie i pachnąco, nie próbujcie tego robić z pomarańczami - wychodzi "kicha" ;) no to co? nic innego nie przychodzi mi do głowy jak tylko : "wesołych świąt" :) nie objadajcie się za bardzo, bo będziecie musieli turlać potem te grejfrutowe krążki do następnych świąt, celem zrzucenia zbędnych kilogramów ;)


p.s. znów się Werka wkurzy, że za mało napisałam ;) Córkoooo wybacz - to przez te pierniczone pierniczki ;) 

wtorek, 18 grudnia 2012

zupa tajska po mojemu

kiedyś... kiedyś organizowaliśmy imprezę firmową, której główna atrakcją były warsztaty z Robertem Sową (nie był jeszcze wtedy taką gwiazdą jak teraz).... nie będę Was zanudzała opowieściami o tym co się tam działo, tylko od razu przejdę do sedna .... zupa tajska.... tyle o niej słyszałam, nigdy nie próbowałam.... aż do wtedy....zakochałam się od pierwszej łyżki, jadłam, smakowałam, delektowałam się....gdyby nie fakt, że impreza odbywała się w prestiżowym miejscu, z pewnością wylizałabym michę....doskonała w każdym calu...pomyślałam wtedy: kiedyś Cię zrobię ;) .... minęły 2 może 3 lata, po drodze zjadłam kilka tajskich z nazwy, które niczym nie przypominały smaku Sowy (pozwalam sobie tak pisać, bo przeszliśmy na "TY" ;) he he - smaku zupy Sowy, Chryste, nie pomyślcie, że jadłam sowę ;) ... no i stało się....będąc w Selgrosie natknęłam się na pastę Tom ka - od razu przed oczami stanęła mi "tamta" tajska... pomyślicie... mądrala....skąd wiedziała, że ta pasta jest jednym ze składników .... otóż...Kochani, wielokrotnie przeglądałam przepisy, zdjęcia...ale to chyba nie był jeszcze ten moment... aż do tamtego dnia... no i stało się, a nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła tego po swojemu, pamiętając jednak tamten smak.... dokupiłam co mi intuicja i pamięć podpowiadały i ..... ciach:



po fakcie, jak się okazało, moja zupa nie była tajską, ponieważ moja ciocia stwierdziła, że prawdziwa to ta, która jest z kurczakiem, a w mojej pływają krewetki, w "sowowej" też pływał tylko kurczak, ale w knajpce z tajskim żarłem jadłam właśnie krewetkową, więc...? już wiem !! to moja miłość do "robali", wyższość krewetek nad kurą spowodowała, że przepis wygląda tak :

  • mrożone krewetki
  • dymka ze szczypiorem
  • mleko kokosowe w puszce
  • kilka pieczarek
  • pasta Tom ka
  • świeży imbir
  • warzywa na bulion
  • olej sezamowy
  • puszka pomidorów
  • limonka
  • cytryna
  • czerwona pasta curry
  • sól
  • pieprz
składniki wg mojego pomysłu częściowo, ale smak zupy wychodzi prawie identyczny z zupą Roberta S, po kolei zatem: podsmażamy na oleju sezamowym warzywa na bulion wraz z cebulką, szczypiorkiem i imbirem pokrojonym w kostkę.



po podsmażeniu, dolewamy wody i wrzucamy ... hmm... kostkę bulionową ( niektórzy zagrzmią) ale co tam...tak robię i już ;) na niewielkim ogniu zupka "pyrkocze".... następnie z wielką gracją ;) hi hi rozcinam "tomkową" pastę i wrzucam do zupy.


i tak po kolei lecimy z pozostałymi składnikami, czyli: mleko, pomidory, pieczarki w plastrach....


otarta skórka z cytryny, wyciśnięty sok z limonki, po wyciśnięciu możecie tę skorupę po limonce wrzucić do gara zupy, pamiętając jednak, że może tam pozostaćtylko do końca gotowania, w przeciwnym razie, zupę co najwyżej możecie wylać znienawidzonemu sąsiadowi na głowę, bo będzie potwornie gorzka ;)


na koniec dodajcie sól, pieprz do smaku, ostrą pastę curry, szczyptę cukru - w moim przypadku do każdej potrawy - zdecydowanie wydobywa smak....wlewajcie do michy, talerza, udekorujcie i ..... naszykujcie sobie szklankę wody....przyda się po spożyciu...pamiętajcie ma być ostro i kwaskowo :) ... jak mam, dodaję jeszcze zmiażdżoną trawę cytrynową i kolendrę - tu nie ma, bo w Tesco pod nosem nie mieli, a do Piotra i Pawła musiałabym odpalić brykę ;)


smacznegoooo :) a ten przepis dedykuję mojej Mamusi  <3, która baaardzo chciała spróbować, zamieszała w moim garze, natknęła się na krewetkę i zrezygnowała....na szczęście zrobiła drugie podejście, przecedzając jednak, tak aby żaden "robal" broń Boże nie przedostał się do miseczki....skończyło się na dolewce....bez krewetek rzecz jasna :D. Kochana Mamusiu !!!! - już ja coś wymyślę ;) nawet nie będziesz wiedziała, w końcu owoce morza jeść trzeba  bo zdrowe są ;)

poniedziałek, 17 grudnia 2012

łódeczki cykorii z farszem czyli śniadanie inaczej

otworzyłam rano lodówkę.... śniadanie....mam dość kanapek z serkiem, jajecznicy na maśle, bułki z szynką czy owsianki, hipnotyzuję półki, kombinuję i wyciągam po kolei:

  • paczka "plastikowej" szynki konserwowej ;)
  • serek śmietankowy
  • szczypiorek
  • papryka
  • grecki jogurt
  • kapary
  • cykoria
  • węgierska pasta paprykowa
  • sól
  • pieprz



pomysł na łódeczki z cykorii przyszedł w 3 sekundy, wszystko w kostkę i do michy, jogurtu ciut do "związania", pasty węgierskiej odrobinę (bo ostra) do smaku


wymieszałam, oblizałam widelec i nafaszerowałam listki cykorii, "ubździłam" kaparami do tego buła pszenna (znów odchudzanie odeszło w siną dal) i czerwona herbata :) to był uroczy poranek :D powtórzę to na pewno :)


niedziela, 16 grudnia 2012

zimowa lemoniada

szlachetne zdrowie ..... czyli mój domowy przepis na to jak uchronić się od "zagilania"

za oknem +3 stopnie, roztapiający się śnieg, szaro, buro, kaszląca sąsiadka po prawej i zasmarkana pani w sklepie po lewej, za tydzień święta, które mają się odbyć w podobnej aurze....coś pięknego....
dlatego proponuję Wam trochę słońca w ten grudniowy - bezśniegowy czas, będzie pysznie, kolorowo i zdrowo :) napój zarówno na ciepło jak i na zimno, nie odkrywam tu Ameryki, zapewne znacie ten mix:
  • dzbanek gorącej wody
  • pomarańcza
  • cytryna
  • limonka
  • kilka plastrów imbiru
  • miód - tyle, żeby było odpowiednio słodkie dla Was (mówiłam, że będzie ciężko z cyferkami :)


pijcie Kochani, na zdrowie, aaaaaaa i jeszcze jedna ważna rzecz - "ubierajcie się adekwatnie do pogody" ;) - nie tak jak ŁKS ;) - dla tych co nie wiedzą o co chodzi - polecam stronę poświęconą wojnie kibiców RTS i ŁKS
kurcze jeszcze jedno - obiecałam i słowa dotrzymuję, pierwszy przepis dedykuję Krzysiowi K ze "stolycy", to On na "fejsie" napierał na stworzenie tej strony :)
Kris - Twoje zdrowie w/w napojem :*

wstęp

hmmm....tia......przyszła kryska na matyska....wszyscy - to ja też....dlaczego nie ja... a w końcu : zrób to, do it, jak to? Ty nie masz bloga?
no i masz babo placek, tzn masz blog :)
geneza - proszę bardzo : kocham gotowanie, kocham fotografowanie i uwielbiam jak ludzie wylizują talerze po moich wyczynach kulinarnych ;)
moja główna zasada - potrawy "nawinie" czyli wiadomo - zrób coś, z tego co masz w lodówie, ewentualnie - nie trzymaj się przepisu, zrób coś po swojemu, wtedy będzie bardziej Twoje ;)
najgorsza moja wada - "daj przepis, jakie proporcje?" - i tu zaczynają się schody, dlatego będę się starała zapisywać tutaj skrupulatnie każdą potrawę, wszystkie składniki i ich ilości, żeby moi przyjaciele i znajomi wreszcie mieli czarno na białym, dodatkowo będę udostępniać znane i lubiane przepisy moich bliskich :D
tyle tytułem wstępu i jeszcze jedno - sztampowe: tę stronę dedykuję moim dwóm miłościom W i M :)