po fakcie, jak się okazało, moja zupa nie była tajską, ponieważ moja ciocia stwierdziła, że prawdziwa to ta, która jest z kurczakiem, a w mojej pływają krewetki, w "sowowej" też pływał tylko kurczak, ale w knajpce z tajskim żarłem jadłam właśnie krewetkową, więc...? już wiem !! to moja miłość do "robali", wyższość krewetek nad kurą spowodowała, że przepis wygląda tak :
- mrożone krewetki
- dymka ze szczypiorem
- mleko kokosowe w puszce
- kilka pieczarek
- pasta Tom ka
- świeży imbir
- warzywa na bulion
- olej sezamowy
- puszka pomidorów
- limonka
- cytryna
- czerwona pasta curry
- sól
- pieprz
składniki wg mojego pomysłu częściowo, ale smak zupy wychodzi prawie identyczny z zupą Roberta S, po kolei zatem: podsmażamy na oleju sezamowym warzywa na bulion wraz z cebulką, szczypiorkiem i imbirem pokrojonym w kostkę.
po podsmażeniu, dolewamy wody i wrzucamy ... hmm... kostkę bulionową ( niektórzy zagrzmią) ale co tam...tak robię i już ;) na niewielkim ogniu zupka "pyrkocze".... następnie z wielką gracją ;) hi hi rozcinam "tomkową" pastę i wrzucam do zupy.
i tak po kolei lecimy z pozostałymi składnikami, czyli: mleko, pomidory, pieczarki w plastrach....
otarta skórka z cytryny, wyciśnięty sok z limonki, po wyciśnięciu możecie tę skorupę po limonce wrzucić do gara zupy, pamiętając jednak, że może tam pozostaćtylko do końca gotowania, w przeciwnym razie, zupę co najwyżej możecie wylać znienawidzonemu sąsiadowi na głowę, bo będzie potwornie gorzka ;)
na koniec dodajcie sól, pieprz do smaku, ostrą pastę curry, szczyptę cukru - w moim przypadku do każdej potrawy - zdecydowanie wydobywa smak....wlewajcie do michy, talerza, udekorujcie i ..... naszykujcie sobie szklankę wody....przyda się po spożyciu...pamiętajcie ma być ostro i kwaskowo :) ... jak mam, dodaję jeszcze zmiażdżoną trawę cytrynową i kolendrę - tu nie ma, bo w Tesco pod nosem nie mieli, a do Piotra i Pawła musiałabym odpalić brykę ;)
smacznegoooo :) a ten przepis dedykuję mojej Mamusi <3, która baaardzo chciała spróbować, zamieszała w moim garze, natknęła się na krewetkę i zrezygnowała....na szczęście zrobiła drugie podejście, przecedzając jednak, tak aby żaden "robal" broń Boże nie przedostał się do miseczki....skończyło się na dolewce....bez krewetek rzecz jasna :D. Kochana Mamusiu !!!! - już ja coś wymyślę ;) nawet nie będziesz wiedziała, w końcu owoce morza jeść trzeba bo zdrowe są ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz