kiedyś... kiedyś organizowaliśmy imprezę firmową, której główna atrakcją były warsztaty z Robertem Sową (nie był jeszcze wtedy taką gwiazdą jak teraz).... nie będę Was zanudzała opowieściami o tym co się tam działo, tylko od razu przejdę do sedna .... zupa tajska.... tyle o niej słyszałam, nigdy nie próbowałam.... aż do wtedy....zakochałam się od pierwszej łyżki, jadłam, smakowałam, delektowałam się....gdyby nie fakt, że impreza odbywała się w prestiżowym miejscu, z pewnością wylizałabym michę....doskonała w każdym calu...pomyślałam wtedy: kiedyś Cię zrobię ;) .... minęły 2 może 3 lata, po drodze zjadłam kilka tajskich z nazwy, które niczym nie przypominały smaku Sowy (pozwalam sobie tak pisać, bo przeszliśmy na "TY" ;) he he - smaku zupy Sowy, Chryste, nie pomyślcie, że jadłam sowę ;) ... no i stało się....będąc w Selgrosie natknęłam się na pastę Tom ka - od razu przed oczami stanęła mi "tamta" tajska... pomyślicie... mądrala....skąd wiedziała, że ta pasta jest jednym ze składników .... otóż...Kochani, wielokrotnie przeglądałam przepisy, zdjęcia...ale to chyba nie był jeszcze ten moment... aż do tamtego dnia... no i stało się, a nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła tego po swojemu, pamiętając jednak tamten smak.... dokupiłam co mi intuicja i pamięć podpowiadały i ..... ciach:
po fakcie, jak się okazało, moja zupa nie była tajską, ponieważ moja ciocia stwierdziła, że prawdziwa to ta, która jest z kurczakiem, a w mojej pływają krewetki, w "sowowej" też pływał tylko kurczak, ale w knajpce z tajskim żarłem jadłam właśnie krewetkową, więc...? już wiem !! to moja miłość do "robali", wyższość krewetek nad kurą spowodowała, że przepis wygląda tak :
- mrożone krewetki
- dymka ze szczypiorem
- mleko kokosowe w puszce
- kilka pieczarek
- pasta Tom ka
- świeży imbir
- warzywa na bulion
- olej sezamowy
- puszka pomidorów
- limonka
- cytryna
- czerwona pasta curry
- sól
- pieprz
składniki wg mojego pomysłu częściowo, ale smak zupy wychodzi prawie identyczny z zupą Roberta S, po kolei zatem: podsmażamy na oleju sezamowym warzywa na bulion wraz z cebulką, szczypiorkiem i imbirem pokrojonym w kostkę.
po podsmażeniu, dolewamy wody i wrzucamy ... hmm... kostkę bulionową ( niektórzy zagrzmią) ale co tam...tak robię i już ;) na niewielkim ogniu zupka "pyrkocze".... następnie z wielką gracją ;) hi hi rozcinam "tomkową" pastę i wrzucam do zupy.
i tak po kolei lecimy z pozostałymi składnikami, czyli: mleko, pomidory, pieczarki w plastrach....
otarta skórka z cytryny, wyciśnięty sok z limonki, po wyciśnięciu możecie tę skorupę po limonce wrzucić do gara zupy, pamiętając jednak, że może tam pozostaćtylko do końca gotowania, w przeciwnym razie, zupę co najwyżej możecie wylać znienawidzonemu sąsiadowi na głowę, bo będzie potwornie gorzka ;)
na koniec dodajcie sól, pieprz do smaku, ostrą pastę curry, szczyptę cukru - w moim przypadku do każdej potrawy - zdecydowanie wydobywa smak....wlewajcie do michy, talerza, udekorujcie i ..... naszykujcie sobie szklankę wody....przyda się po spożyciu...pamiętajcie ma być ostro i kwaskowo :) ... jak mam, dodaję jeszcze zmiażdżoną trawę cytrynową i kolendrę - tu nie ma, bo w Tesco pod nosem nie mieli, a do Piotra i Pawła musiałabym odpalić brykę ;)
smacznegoooo :) a ten przepis dedykuję mojej Mamusi <3, która baaardzo chciała spróbować, zamieszała w moim garze, natknęła się na krewetkę i zrezygnowała....na szczęście zrobiła drugie podejście, przecedzając jednak, tak aby żaden "robal" broń Boże nie przedostał się do miseczki....skończyło się na dolewce....bez krewetek rzecz jasna :D. Kochana Mamusiu !!!! - już ja coś wymyślę ;) nawet nie będziesz wiedziała, w końcu owoce morza jeść trzeba bo zdrowe są ;)